“Epifania wikarego Trzaski” Szczepana Twardocha

[Referat wygłoszony przez dr. Jerzego Szeję w warszawskim Domu Literatury dn. 21.10.2008 r.]

Gdy literaturoznawca ma powiedzieć o twórczości takiego pisarza, jak Szczepan Twardoch, trudno mu się oprzeć pokusie biografizmu. Dla mnie była to ogromna pokusa, ponieważ miałem przyjemność poznać Szczepana, jeszcze zanim stał się pisarzem. Za szczególnie symptomatyczny uznaję Wieczór carnivalologiczny w trakcie konwentu Dracool w Zabrzu (2002 r.). Już wtedy widoczny był gust literacki, wyczulenie na słowo i polemiczne zacięcie przyszłego autora Epifanii wikarego Trzaski.

Z perspektywy dzisiejszej na twórczość Twardocha w raczej niewielkim stopniu wpłynęły jego zainteresowania erepegowe czy bronią białą. To raczej zainteresowanie narracyjnymi grami fabularnymi osadzonymi w kontekście historycznym ma wraz z jego utworami ukazującymi alternatywną historię wspólne źródło w konserwatywnych poglądach politycznych i tęsknotach monarchistycznych. To historyczny erpeg, fechtunek replikami różnych odmian używanej kiedyś broni białej i fikcja literacka są sposobami dla Twardocha na przeniesienie się – choć trochę – w dawne czasy. Do takiego sądzenia uprawniają słowa samego pisarza: Nie urodziłem się dwieście lat wcześniej. Dlatego jestem konserwatystą, ale zdaję sobie sprawę z nieuchronnej klęski konserwatyzmu. Sądzę, że feudalna monarchia jest najdoskonalszą formą ustroju i nie wierzę w jej restaurację. A po tym wyznaniu zamieszcza słowa Bachofena: Nienawidzę demokracji, ponieważ kocham wolność.

Do powyższego należy dodać deklaracje pisarza o wierności dla instytucji i doktryny Kościoła Rzymskokatolickiego oraz tezę o tym, że narodowość nie jest dana człowiekowi, ale to każdy świadomy i wolny człowiek ją sobie wybiera (które to rozważania bynajmniej nie są tylko teoretyzowaniem w przypadku Twardocha, z uwagi na jego śląskość i z nią związany stosunek do polskości i niemieckości). Nie bez znaczenia będzie też wiedza o wykształceniu socjologicznym i filozoficznym oraz o uprawianej przez autora publicystyce politycznej.

Sądzę, że tak osadzone w kontekście biograficznym książki Twardocha stają się łatwiejsze do zrozumienia. Zrozumiałe też jest, że wątki fantastyczne nie są w tej twórczości ani podstawowe, ani nawet zbytnio ważne. Symptomatyczne, że kolejną książką po Epifanii… jest Przemienienie – powieść sensacyjna, w której fantastyki będzie szukał tylko ktoś o odmiennych poglądach polityczno-historycznych lub osoby, które wolałyby w spokoju cieszyć się rzeczywistością, o co trudno, gdy się nie potraktuje tego thrillera esbeckiego jako odmianę fantastyki.

Ale dość o biografii, poglądach i innych dziełach Szczepana Twardocha, niż dziś wyróżniona Epifania wikarego Trzaski. Wszystko, co powiedziałem wcześniej, to tylko wstęp – ale taki wstęp, po którym nie zdziwi – mam nadzieję – wyliczenie tematów poruszanych przez Epifanię…. Bo Epifania wikarego Trzaski jest o:

– Śląsku, z perspektywy kogoś, kto doskonale zna i kocha ten kraj i jego mieszkańców, a nieobca mu jest nie tylko mentalność Ślązaków, ale i historia tej ziemi;

– jest o diable, który, jak się okazuje, wciąż nie może wydostać się z boskiej pułapki opisanej przez Goethego słowami Mefistofelesa o istocie szatańskiego bytu i jego powołaniu: Jam częścią tej siły, która wiecznie zła pragnąc, wiecznie czyni dobro;

– ponieważ jest o diable, jest też o Bogu, choć w sposób pośredni, gdyż tylko tak można zachować i decorum, i rozsądek;

– jest o polskim Kościele, a szczególnie o jego śląskich wiernych – ale też i o hierarchach i ich uwikłaniach w sprawy świata tego (łącznie z esbeckimi, stąd tak wyraźny trop wiodący od Epifanii… do Przemienienia);

– jest też o ludzkich postawach wobec rzeczywistości, więc o postawach tak religijnych, jak i politycznych (oczywiście brak określenia postawy w tych aspektach też jest postawą, o czym książka Twardocha przypomina, choć w tym zakresie niezbyt nachalnie, co jej służy, bo tam, gdzie powieść bardziej dotyka kwestii politycznych, zbliża się i do publicystyki, i do Przemienienia).

Jak widać już z tej skróconej listy tematów, książka Twardocha nie jest prosta ani do opisu, ani do kwalifikacji. Stąd, z racji ograniczeń czasowych mego wystąpienia, nie mogę odnieść się do wszystkiego, do czego warto by się odnieść w analizie tej powieści. Niemniej jednak pewna kwestia w trakcie wręczania Nagrody Literackiej im. Jerzego Żuławskiego powinna być omówiona, bo jest ciekawa i w jakimś sensie podstawowa – wszak to nagroda dla powieści fantastycznych. W dodatku rzecz jest na tyle interesująca, że dzisiejszy laureat głównej nagrody, Jacek Dukaj, zwrócił na nią uwagę – a wydawca i autor wpisali te słowa recenzenta na okładkę Epifanii…. Dukaj stawia pytanie: „Szczepan Twardoch próbuje na nowo odkryć konwencję współczesnej opowieści o rzeczywistości złożonej po równo ze świata materialnego i świata ducha. Pomiędzy powieścią grozy i powieścią obyczajową – czy pozostało miejsce na literaturę, w której przydarzające się nam objawienia nadnaturalnego nie są ani efektem choroby psychicznej, ani formą magii? Gdy bohater rozmawia z Bogiem lub szatanem – to jest to fantastyka czy realizm nieateistyczny?”.

Odpowiedź nie jest łatwa. W jakimś stopniu jedną możliwość już opisałem, wskazując na ważne motywy pisarstwa Twardocha, które nakazują zobaczyć drogę między Epifanią… a Przemienieniem. Ale jakby w odwrotności do takiego rozumowania należy zauważyć, iż tak jest chyba z wieloma ważnymi i dobrymi autorami fantastyki. Dukaja określa się tytułem następcy Lema. A przypomnijmy, ile razy Stanisław Lem podkreślał, że nie jest twórcą science fiction… Lema nie interesował kostium, był zainteresowany literackim opracowaniem jego zdaniem najważniejszych problemów. A fantastyka mu to umożliwiała. Podobnie z samym Dukajem – prawie wszystkie narzekania na twórczość dzisiejszego laureata są powtórzeniem narzekań na pisarstwo Lema – jakże przecież różne! Zresztą takie uwagi można kierować do wielu, też z listy innych nominowanych do nagrody. Przykładowo fantastyka jest tylko jednym z aspektów tego typu pisarstwa historycznego, jakie uprawia Jacek Komuda w powieści Diabeł Łańcucki. Tamże jest akurat tyle fantastyki, w ile wierzyli niektórzy nasi przodkowie w wieku XVII. Dla nich pakt z diabłem i jego pomoc dla podpisanego pod cyrografem było to coś, co się zwyczajnie zdarzało. Podobnie w Epifanii… Twardocha – diabeł kusi księdza Trzaskę. Nic tu nie ma innego, niż można wyczytać w oficjalnym nauczaniu Kościoła Rzymskokatolickiego. To wszystko być może, a wyobraźnia autora tylko pokazuje konkret, śląskie realia… Diabeł udający Chrystusa nie zdradza się kopytem w szlacheckim bucie czy chwostem wystającym spod sukni (choć post factum coś z takiego „zdradzania się” jest w ekranie przenośnego komputera, na którym szatan gra w gry komputerowe – ale to motyw być może widoczny dla mnie czy innego ludologa…). Jego moce też należą do katalogu cudów, które – jak wiemy – zdarzają się w sposób niezbyt nachalny i nie budzący u agnostyków pokroju Stanisława Lema zbytniego niepokoju metafizycznego. Już więcej fantastyki, niż w Twardochowym diable, jest w wizji pustelnika Bogislava i w jego podziemnym żywocie i mocach.

W taki sposób książka Twardocha daje się zakwalifikować i jako książka religijna, i polityczna, i socjologiczna, i fantastyczna wreszcie. W dowolnym porządku i nieistotnych proporcjach. Bo w końcu nieważne jest, jak ją zakwalifikujemy, jak nazwiemy. Istotne, że jest to książka ciekawa i inspirująca. Ważna po prostu – jak wszystkie książki nominowane do Nagrody Literackiej im. Jerzego Żuławskiego. A może i ponadprzeciętnie, bo doceniona przez jury Srebrnym Wyróżnieniem.

Jerzy Zygmunt Szeja

 

[Powyższy referat został wygłoszony przez dr. Jerzego Zygmunta Szeję w trakcie seminarium po ogłoszeniu laureatów Nagrody Literackiej im. Jerzego Żuławskiego w Domu Literatury w Warszawie dn. 21.10.2008 r. Powieść „Epifania wikarego Trzaski” Szczepana Twardocha (Wyd. Dolnośląskie, Wrocław 2007) zdobyła Srebrne Wyróżnienie w 2008 roku.]

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *