„Polaroidy z zagłady” Pawła Palińskiego

[Laudacja wygłoszona przez dr. Jerzego Zygmunta Szeję podczas uroczystości przyznania Nagrody Literackiej im. Jerzego Żuławskiego w Toruniu 19 września 2015 roku]

Laureatka Złotego Wyróżnienia musi budzić skojarzenia z jakże modnym od pewnego czasu motywem apokalipsy zombie, ale to skojarzenie powierzchowne, zwłaszcza że Paliński postarał się, abyśmy dostali bohaterkę krańcowo niebohaterską, a nawet nieatrakcyjną. Starsza, bo sześćdziesięciopięcioletnia kobieta, samotna, bez kondycji, ćwiczeń surwiwalowych, niestrzelająca z żadnej broni. A jednak powtarzające się autoanalizy i ogólne myśli o cywilizacji i jej schyłku nie tylko nie odstręczają czytelnika, lecz także wiążą nicią sympatii. Jakoś jej kibicujemy w tej beznadziejnej sytuacji. Niewiele się dzieje, wobec czego nawet zwykłe przeziębienie urasta do rangi gigantycznego wyzwania, a my podążamy za bohaterką śladami państwowych chorągiewek na małych kopczykach… Być może to wniknięcie w fizjologię starszej pani jest potrzebne, by taki temat zyskał na autentyczności i nas poruszył, w końcu katharsis mamy doświadczać dzięki litości i trwodze, gdy tę pierwszą budzą niezawinione klęski niewinnego, tę drugą – nasze podobieństwo do cierpiącego. W naszej cywilizacji, z jej kultem młodości i sporym ageizmem, to wielka sztuka tak skonstruować bohaterkę, niemłodą nauczycielkę, Teresę Szulc, byśmy widzieli nasze z nią podobieństwo i aby poruszał nas jej los.
Na koniec tych pochwał małe zastrzeżenie. Czemu ma służyć postać Herolda? Dramaturgicznie i kompozycyjnie jest to w miarę oczywiste. Po zastosowaniu klucza z Jądra ciemności Josepha Conrada wzmocnionego Dniem Apokalipsy Francisa Forda Coppoli też. Ale samodzielne, oryginalne przesłanie poza banalnym jakoś nie wychodzi. Przynajmniej mnie. Chciałbym jakiejś diagnozy, jakiegoś uogólnienia. Ale być może tak trzeba, bo żaden większy sens nie jest naszej apokalipsie dany, co stanowi myśl nienową, skoro słowa Thomasa Stearnsa Eliota: „I tak właśnie kończy się świat. Nie hukiem a skomleniem” wyrażają pogląd tak wielu. I koniec niekoniecznie musi być tak spektakularny, jak w Ostatnim brzegu Nevile’a Shute’a. Może być rozegrany między starą nauczycielką i przypadkowym degeneratem.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *