“Struktura” Michała Protasiuka

[Szkic laudacyjny przedstawiony przez prof. Antoniego Smuszkiewicza w warszawskim Domu Literatury dn. 19.10.2010 r.]

Gdyby dziś niejaki Czepiec zagadnął na jakimś weselu, lub innej imprezie tego rodzaju, współczesnego Dziennikarza:

„Cóż tam, panie, w fantastyce?

Science fiction trzyma się mocno!?”

A Dziennikarz był nieco bardziej uprzejmy, niż ten ze znanego dramatu i nie opędzał się lekceważąco od zainteresowanego literaturą prostego fana, musiałby niewątpliwie dać odpowiedź twierdzącą:

„Tak, mój miły gospodarzu, trzyma się mocno.”

I miałby na to dowód niezbity.

Otóż już po raz trzeci Główna Nagroda im. Jerzego Żuławskiego została przyznana za dzieło należące do tej odmiany fantastyki.

Najpierw był uhonorowany Lód Jacka Dukaja, potem Kameleon Rafała Kosika, teraz Struktura Michała Protasiuka.

A przecież wśród utworów wydanych w ubiegłym roku nie tylko ten gatunek fantastyki dominował. Były znakomite powieści typu fantasy, były interesujące opowieści grozy, pojawiła się atrakcyjna powieść z kręgu realizmu magicznego, a jednak fantastyka naukowa, mimo wielokrotnie zapowiadanego zmierzchu popularności, nadal „trzyma się mocno”.

Wyróżniona w tym roku powieść młodego pisarza, znanego zaledwie z dwóch powieści i trzech opowiadań, jest fascynująca pod każdym względem. To cieszy! To dobrze rokuje na przyszłość!

Zapewne wnikliwa analiza Struktury wykazałaby jakieś potknięcia, jakieś niedociągnięcia, budzące być może u niektórych czytelników niedosyt, jeśli oczekiwali czegoś innego, niż to, co Autor zechciał nam przekazać.

Ale o tym dziś w tym miejscu nie wypada wspominać.

Zatrzymajmy się zatem tylko przy jej walorach. A ponieważ wypowiedź ta – ze zrozumiałych powodów – musi być krótka, pragnę zwrócić Państwa uwagę tylko na niektóre z nich.

Przede wszystkim, co w fantastyce najważniejsze, to świat przedstawiony. W tej powieści – o czym jeszcze za chwilę – jest doskonale zarysowany.

Ponadto warto też wymienić inne ważne cechy utworu, jak:

dynamiczną akcję,

znakomicie nakreślone sytuacje fabularne,

wiarygodne kreacje bohaterów i ich precyzyjnie sformułowane dialogi,

wreszcie przemyślaną kompozycję

oraz potoczystą narrację bez dłużyzn i bez wikłania się w szczegóły opisywanego świata, jeśli nie są one bezwzględnie konieczne, co w konsekwencji nadaje całości klarowną, wewnętrzną spójność.

No i jeszcze język.

Początkowo może denerwować polszczyzna dość mocno zachwaszczona angielskimi wtrętami, ale jeśli zważyć, iż pojawiają się one głównie w języku postaci, usytuowanych w specyficznym kręgu zawodowym, owa anglojęzyczna maniera uzyskuje walor trafnie zastosowanej stylizacji, świetnie podkreślającej koloryt lokalny opisywanego środowiska informatyków.

Akcja powieści Michała Protasiuka rozgrywa się bowiem właśnie w tym środowisku – w Warszawie w niedalekiej przyszłości, ale obraz świata przedstawionego niewiele odbiega od naszych współczesnych realiów.  Autor w zasadzie nie akcentuje wizji przyszłości, nie szokuje niezwykłościami futurystycznych nowinek technicznych. Poza elektronicznymi asystentami, mówiącymi ludzkim głosem komputerami oraz obdarzonymi sztuczną inteligencją i usprawnionymi do granic możliwości samochodami (co nawiasem mówiąc doprowadziło do jednej z największych w tym świecie katastrof) innych udogodnień prawie się nie zauważa, jeśli nie liczyć paru początkowych objaśnień w rodzaju:

„Budynek InnCorpu stał w centrum miasta, w zbiegu Kulczyka i Świętokrzyskiej. Majstersztyk najnowocześniejszych technologii: masujące plecy fotele, doprowadzony do absurdu system monitoringu pracowników, oparty na sztucznej inteligencji algorytm zarządzający podlewaniem kwiatków”[1].

Czytelnik odnosi jedynie wrażenie, iż pozostałe przedmioty też są tylko nieco odmienne, trochę udoskonalone, ufantastycznione. Jak wiadomo przecież „kontekst raz uznany za science fiction usłużnie dopowiada to, czego w nim formalnie brak”[2].

Z podobnym – jak cytowany przed chwilą opis – z lekka ironicznym dystansem informuje narrator powieści również o zmianach ekonomiczno-politycznych, zmierzających do zaniku „instytucji państwowych i zastąpienia ich przez struktury korporacyjne”[s.20]. Siedziba InnCorpu, w której główny bohater, Maciej Stąpor podejmuje pracę, na wskroś przesiąknięta jest korporacyjnym stylem bycia.

„Korporacyjne – czytamy w powieści – było tu wszystko: przestronny westybul i podświetlana fontanna w jego środku. Uśmiech recepcjonistki, szczegółowo uregulowany wewnętrzną procedurą, i dotykowy monitor, na którym długie paznokcie wybrały nazwisko Pawła Masłowskiego. Miękka kanapa i duży wybór biznesowych dzienników rozsypanych w symetryczny wachlarz na szklanym stoliku”[s.20].

Głównym tematem powieści jest tytułowa Struktura wielkiego informatycznego przedsiębiorstwa, wspomnianego już konsorcjum InnCorp, w którym nowo zatrudniony Maciej Stąpor ma zajmować się projektem związanym ze sztuczną inteligencją.

Wkrótce dowiaduje się, że nie podano mu całej prawdy o tym projekcie, że za jego (i nie tylko jego) zadaniami ukrywa się jakaś tajemnicza Struktura, którą zarządza niewidoczny na co dzień, ale wszechobecny w rozmowach, nieomal mityczny, Zarząd. Mnóstwo pracowników, wykonując swoje zdania, nie orientuje się, czemu one służą. Cele są dość mgliste i odległe, a zależności między ludźmi, odpowiednio usytuowanymi w hierarchii konsorcjum, dość skomplikowane.

Główny bohater – jak to zazwyczaj w klasycznej science fiction bywa – jest jednak inny, niż pozostali szeregowi pracownicy. On chce wiedzieć więcej. Aby się zorientować w stosunkach panujących w przedsiębiorstwie i zapewnić sobie w miarę bezpieczne funkcjonowanie, próbuje, razem z nowo poznaną przyjaciółką z innego działu tejże korporacji, dociec prawdy. Nie wszystko jest tu jasne i oczywiste, jakby na pozór się wydawało.

Zgłębianie Tajemnicy przedsiębiorstwa i próba rozszyfrowania jego Struktury okazuje się głównym wątkiem powieści, która w pewnym momencie zaczyna przypominać Pamiętnik znaleziony w wannie.

Struktura w tej powieści bowiem, podobnie jak Gmach w utworze Lema, wyalienowuje się i zaczyna panować nad postępowaniem bohaterów jako byt samoistny. Kto wie zresztą, czy istotnie jest wytworem ludzkim, swoistą konsekwencją badań nad sztuczną inteligencją, a może artefaktem pozostawionym na Ziemi przez Kosmitów i skrywanym w trudno dostępnych pomieszczeniach biurowca. Wyjaśnianie, czym jest naprawdę, napotyka na spore trudności i naraża bohaterów na niejedno niebezpieczeństwo.

Sama Firma okazuje się molochem trudnym do ogarnięcia.

Odbiciem międzyludzkich, skomplikowanych zależności jest też sam gmach, w którym mieści się przedsiębiorstwo InnCorp – wielki biurowiec z plątaniną korytarzy i pomieszczeń, licznych kondygnacji, połączonych klatkami schodowymi oraz windami, które jednak nie do wszystkich poziomów dochodzą, a raczej nie każdą osobę na żądany poziom dowożą. Bohater usiłuje to wszystko opanować, ale ciągle mnożą się jakieś zagadki. Ich stopniowe rozwiązywanie przypomina rozwój wątku detektywistycznego a sama Podróż w gmatwaninie korytarzy i pomieszczeń, nie dla każdego dostępnych – błądzenie po labiryncie.

Wewnętrzna organizacja korporacji opisana jest w sposób ogólnikowy i uproszczony, co jest niewątpliwie dodatkowym walorem powieści. Chroni ją przed dosłownością i podsuwa odczytania symboliczne. A więc to nie tylko wizja przyszłej zbiurokratyzowanej instytucji, molocha będącego swoistą areną dla „wyścigu szczurów”. Ona stanowi jedynie tło dla rozgrywającej się akcji. Dość łatwo można się domyślić, że chodzi o sprawy znacznie ważniejsze.

I tu otwiera się pole do wieloaspektowej interpretacji.

To kolejny walor utworu. Zaproszenie czytelnika do zgłębiania kolejnych znaczeń powieści.

Podążając tropami bohaterów (bo – jak się później okazuje – nie tylko Maciej Stąpor usiłuje zgłębić istotę Struktury), nietrudno zauważyć, że nie jedna droga prowadzi do odkrycia prawdy. Pojawia się zatem równie ważny problem metodologiczny – zagadnienie równouprawnionych sposobów objaśniania świata.

Pod tym względem Struktura Protasiuka również przywodzi na myśl Pamiętnik znaleziony w wannie Stanisława Lema, chociaż nie chodzi tu bynajmniej o proste naśladownictwo. W jednym i w drugim Gmachu bohaterowie czegoś szukają, gdzieś chcą dotrzeć – w powieści Protasiuka jest to, kryjące Tajemnicę, pomieszczenie na najniższym poziomie budynku, w utworze Lema natomiast – Brama, znajdująca się gdzieś na parterze Gmachu.

W jednym i w drugim wypadku błądzenie po labiryncie, poszukiwanie celu okazuje się parabolą ludzkiej egzystencji, parabolą niemożności dojścia do pełni prawdy i zarazem metaforą ludzkiego poznania[3].

Podobnych odczytań, narzucających się kontekstów i analogii, może być oczywiście wiele. Chociażby motyw człowieka, postawionego wobec niezależnego od niego świata, przywodzi też na myśl wędrówkę Józefa K. w Procesie Kafki.

Nie zamierzam dłużej zanudzać Państwa własnymi skojarzeniami i domysłami i przez to odbierać przyjemność odkrywania innych jeszcze znaczeń. Pragnę jedynie podkreślić, że wyróżniony utwór dołączył do znakomitego towarzystwa. Fakt, że wpisuje się w krąg dziel, podejmujących ważne problemy egzystencjalne, bynajmniej nie pozbawia go znamion oryginalności – jest przecież całkowicie stylowo odmienny od swoich literackich antenatów. Dowodzi jedynie, że w konwencji fantastyki naukowej nie powiedziano jeszcze wszystkiego, że – mówiąc po prostu – science fiction nadal „trzyma się mocno”.

Antoni Smuszkiewicz

 

[1] M. Protasiuk, Struktura, Wydawnictwo Dolnośląskie, Wrocław 2009, s. 19-20. W dalszym ciągu numery stron podane w nawiasach w tekście odnoszą się do tego wydania.

[2] R. Handke, „Odruch warunkowy” Stanisława Lema, w: Nowela. Opowiadanie. Gawęda. Interpretacje małych form narracyjnych, pod red. K. Bartoszyńskiego, M. Jasińskiej-Wojtkowskiej i S. Sawickiego, Warszawa 1974, s.310.

[3] Zob. A. Stoff, Powieści fantastyczno-naukowe Stanisława Lema, Warszawa – Toruń 1983, s. 125-126.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *