Rozmowa z prof. Antonim Smuszkiewiczem
Prof. Antoni Smuszkiewicz był w latach 2008 i 2009 przewodniczącym Jury Nagrody Literackiej im. Jerzego Żuławskiego
Andrzej Zimniak: Na wstępie chciałem podziękować, Panie Profesorze, za dwuletnie przewodniczenie Jury i wspieranie w ten sposób młodej Nagrody, która powoli krzepnie i zajmuje trwałe miejsce w polskim krajobrazie literackim. No właśnie, czy taka Nagroda, jedyna profesjonalna na rodzimym gruncie fantastycznym, ma rację bytu? Czy ziściły się pokładane w niej nadzieje na nobilitację dobrej literatury fantastycznej?
Prof. Antoni Smuszkiewicz: A ja z kolei na wstępie swej wypowiedzi chciałbym podziękować za wybór i powierzenie mi tej zaszczytnej funkcji. To naprawdę duża przyjemność pracować w tak znakomitym gronie wybitnych specjalistów, znawców literatury fantastycznej. Jeśli zaś chodzi o samą Nagrodę, trzeba powiedzieć, że istotnie krzepnie i zajmuje jakieś miejsce w polskim krajobrazie literackim. Byłbym jednak skromniejszy w określaniu tego miejsca. Po dwóch zaledwie latach istnienia trudno stwierdzić, czy jest to miejsce trwałe. Chciałbym, aby takie zajmowała. Jedno jest pewne, iż niewątpliwie ma ona rację bytu. Jest potrzebna jako uzupełnienie innych wyróżnień, będących świadectwem popularności, poczytności, co nie wyklucza bynajmniej także wartości. Na drugie pytanie, czy ziściły się pokładane w niej nadzieje na nobilitację dobrej literatury fantastycznej, po tak krótkim okresie funkcjonowania Nagrody niełatwo udzielić w pełni wiarygodnej odpowiedzi. Dziś – jeśli już muszę na to pytanie odpowiedzieć – odpowiem oczywiście tak. Ale jak będzie po dziesięciu latach, nie wiem. Mam jedynie nadzieję, że odegra ona swoją kulturotwórczą rolę i spełni nasze oczekiwania. Być może niejeden nagrodzony utwór znajdzie swoje trwałe miejsce w dziejach literatury polskiej i to nie tylko fantastycznej.
AZ: Jako promotorowi tej Nagrody marzy mi się uzyskanie dla niej jakiegoś wymiaru materialnego, w sensie odczuwalnej nobilitacji finansowej, obejmującej przynajmniej pierwszego laureata. Odzywają się jednak głosy (oczywiście nie pisarzy, tylko działaczy), że będzie to ukłon w stronę komercji i że zaczną się gry za kulisami. Co sądzi o tym Przewodniczący Jury?
AS: Również uważam, że Nagroda powinna mieć wysoki odczuwalny wymiar finansowy, oczywiście według możliwości sponsorów. Może istotnie najpierw w ten sposób uhonorować tylko pierwszego laureata, a później – w miarę wzrostu zasobów finansowych – także i pozostałych. Nie widzę w samym fakcie wyróżniania laureatów nagrodami pieniężnymi nic złego. Być może jest to jakiś ukłon w stronę komercji, ale tylko ukłon. Czy zaczną się gry za kulisami? Być może tak, ale jeśli jurorzy będą (w co szczerze wierzę!) na owe gry niewrażliwi, a sponsorzy finansujący Nagrodę niezaangażowani nawet w najmniejszym stopniu w decyzje gremiów oceniających (o czym również jestem przekonany), nic złego się nie stanie.
AZ: Interesuje mnie opinia profesora literatury na temat mecenatu państwowego nad literaturą, a może sztuką w ogólności, w obecnych ciekawych czasach. Czy handel książkami powinien podlegać takiej samej komercjalizacji jak pietruszką, gwoździami, cementem czy wyrobami hutniczymi? Wszak każde państwo w mniejszym lub większym stopniu łoży na naukę, zarządza służbą zdrowia, portfelem emerytalnym, obroną, a także edukacją. Sztuka jest szczególną formą edukacji, a od edukacji społeczeństwa zależy jego przyszły kształt. Jeśli zdamy się wyłącznie na tzw. „gust masowy”, trafimy najdalej na igrzyska. Zastrzegam, że nie jestem zwolennikiem powrotu do protektoratu rodem z realnego socjalizmu, ale coś chyba trzeba z tym zrobić.
AS: Zgadzam się całkowicie z tezą zawartą w pytaniu. Uważam, że mecenat państwa nad literaturą i sztuką w naszych czasach jest konieczny i tak oczywisty, że trudno nawet ten fakt komentować. Nie cały handel książkami i innymi dziełami sztuki powinien podlegać tym samym prawom rynku. Są utwory popularne, które znajdą swego nabywcę i wielka krzywda się im nie stanie, jeśli będą musiały konkurować z innymi równie poczytnymi. Ale są dzieła, których publikowanie nie powinno być uzależnione od popytu. Mam na myśli utwory, które zawsze powinny stać na półce księgarskiej, aby w każdej chwili można je było nabyć za niezbyt wygórowaną cenę. Dotowane przez Państwo powinny być więc wszystkie utwory z listy lektur szkolnych, wymienione w aktualnej „Podstawie programowej” oraz inne arcydzieła klasyki narodowej, aby ani wydawcy, ani księgarze nie bali się zamrożenia kapitału w trudno sprzedającym się „towarze”. Warto by pomyśleć o sformułowaniu listy arcydzieł, do których dotowania państwo winno być zobowiązane wobec swych obywateli. Mecenat państwa nie ma nic wspólnego z pozostałościami po realnym socjalizmie, w którym książka też była „towarem” swoiście reglamentowanym i nie każdy autor, choćby wybitny (jak np. Gombrowicz, Miłosz, czy Herling-Grudziński) mógł liczyć na wydanie w państwowej oficynie, a prywatnych do czasu narodzin drugiego obiegu przecież nie było.
AZ: Czy możemy spodziewać się wznowienia uaktualnionej „Zaczarowanej gry” lub innego leksykalnego opracowania dotyczącego polskiej literatury fantastycznej? Przy obecnym rozmyciu granic konwencji napisanie takiego przeglądu wydaje się zadaniem trudnym, lecz chyba wciąż możliwym. Brak na rynku tego rodzaju opracowań podsumowujących, brak także encyklopedii fantastyki.
AS: Mam nadzieję, że jeszcze uda mi się to zadanie ukończyć. Jest ono nie tyle trudne, co pracochłonne, a czasu coraz mniej. Bądźmy jednak dobrej myśli. Sporo już o swoich zamierzeniach mówiłem, nie wierząc w jakiekolwiek „zapeszenie”, i pewno nie miałem racji. Lepiej jednak mniej mówić, a więcej robić i wierzyć w sukces.
AZ: Dziękuję za rozmowę i liczę – wszyscy liczymy – na dalsze wspieranie przez Pana Profesora Nagrody J. Żuławskiego.