Laudacja dla „LAGRANGE.LISTY Z ZIEMI” Istvana Vizvary

(Laudajcja autorstwa dr hab. Aleksandry Klęczar)

Główna nagroda

 

Listy z jaskini

 Powieść Istvana Vizvary’ego, nagrodzona w roku 2024 zarówno Nagrodą Fandomu Polskiego imienia Janusza A. Zajdla, jak i Nagrodą im. Jerzego Żuławskiego, odbiła się w środowisku czytających fantastykę szerokim echem i doczekała się kilku recenzji głębokich i znakomitych. Po części zapewne wynika to z faktu, że to kawał dobrej prozy (i, co nieczęste, dość powszechnie docenionej wśród odbiorców), ale po części być może z tego, że Lagrange można czytać różnymi kluczami i dokopywać się do różnych możliwych interpretacji. Jedną z nich, dla mnie szczególnie ciekawą, jest możliwość odczytania powieści Istvana Vizvary’ego jako Lemowskiej z charakteru opowieści o niemożności kontaktu – ale podszytej Platońską z ducha opowieścią o złudności i de facto niemożności poznania. Dlatego też w tej laudacji pozwolę sobie spojrzeć na Lagrange z tej właśnie strony. Oznacza to oczywiście, że pominę liczne ważne aspekty powieści, jak choćby kwestię katastrofy ekologicznej i upadku cywilizacji. Wydaje mi się jednak, że Lagrange to tekst na tyle złożony, że dyskusja o całości zawartych w nim koncepcji i idei musiałaby mieć długość solidnego artykułu naukowego i że, w związku z tym, spojrzenie pod jednym określonym kątem też ma swoje zalety.

Problem możliwości poznawczych człowieka i konfrontacji – skazanej na klęskę – ludzkiego umysłu z porażającą i przerażającą złożonością wszechświata powraca w powieści Vizvary’ego konsekwentnie i przewija się w kilku kluczowych wątkach powieści. Popatrzmy: już na samym początku, kiedy spotykamy wściekłego, sfrustrowanego i najwyraźniej dotkniętego depresją Dawida, jednym z kluczowych powodów jego stanu jest nie tylko cierpienie (fizyczne i psychiczne) z powodu odniesionych w pożarze stacji obrażeń i ich skutków, ale może przede wszystkim utrata dostępu do egzokorteksu, dodatkowego cyfrowego rozszerzenia ludzkiej świadomości. Bez niego ludzie nie są (już) w stanie funkcjonować ani w sferze informacji, ani nawet społecznie.

Po części dzięki temu jest Lagrange także opowieścią o opowieściach, a raczej – o opowiadaniu, opowiadaniu świata sobie i innym, a także o tym, czym się posługujemy, by potwornie złożoną, niepojmowalną dla ludzkiego mózgu naturę świata jakoś sobie uświadomić, przy-swoić. Po to są egzoszkielety, po to jest tworzony przez Dawida Narrator, tego samego problemu dotyczą także najciekawsze chyba z pomysłów naukowych w tym tekście, a mianowicie piana Wolframa i to, jak ogląda świat myślorost. I za każdym razem konkluzja jest – mało pozytywna. Ludzkość, mówi narrator powieści, nie jest zdolna – mentalnie, intelektualnie, poznawczo – do poznania wszechświata. Aby to robić, musi funkcjonować w ponurym paradoksie: żeby poznać niepoznawalne, musi budować sobie narzędzia i protezy, tłumaczące jej świat, ale każde takie tłumaczenie jest, w konieczny sposób, uproszczeniem. I każde niesie ryzyko, że to, co poznajemy, jest jedynie złudnym cieniem prawdy, odbitym na ścianie.

Ta uwaga o cieniach na ścianie, padająca w rozmowie jednego z bohaterów, Styksa, z muñeką, konstruktem SI / odbiciem jednej z załogantek, nie jest przypadkowa. Niesie ze sobą skojarzenie z klasyczną opowieścią o jaskini, znaną z VII księgi Państwa Platona:

Oto ludzie są niby w podziemnym pomieszczeniu na kształt jaskini. Do groty prowadzi od góry wejście zwrócone ku światłu, szerokie na całą szerokość jaskini. W niej oni siedzą od dziecięcych lat w kajdanach (…). Z góry i z daleka pada na nich światło ognia, który się pali za ich plecami, a pomiędzy ogniem i ludźmi przykutymi biegnie górą ścieżka, wzdłuż które( widzisz murek zbudowany równolegle do niej (…), wzdłuż tego murku ludzie noszą różnorodne wytwory, które sterczą ponad murek; i posągi, i inne zwierzęta z kamienia i z drzewa (…) czy myślisz, że tacy ludzie mogliby z siebie samych i z siebie nawzajem widzieć cokolwiek innego oprócz cieni, które ogień rzuca na przeciwległą ścianę jaskini? (przeł. W. Witwicki).

Opowieść ta służy Platonowi, najprościej mówiąc, do podkreślenia różnicy między rzeczywistością  materialną a światem idei. Często jednak bywała także używana, by podkreślić, jak bardzo złudne i niepewne jest ludzkie poznanie, jak bardzo nieprecyzyjny może być nasz obraz świata. A ta kwestia jest, jak sądzę, jedną z bardzo znaczących dla całego świata Lagrange.

Zagadka rosyjskiej stacji, Jezusa-Saturna i tego, czym jest cień, widziany w punkcie Lagrange’a, wydaje się jednym z kluczowych problemów powieści – i jako taka, oczywiście pozostaje niedopowiedziana i pozostawiona interpretacjom czytających. Dla mnie w tym aspekcie Lagrange jest powieścią o Kontakcie: tak ułomnym, nieudanym i niemożliwym, jak ułomne i skazane na klęskę w konfrontacji z kosmosem są ludzkie zdolności poznawcze. Rosjanie polecieli w okolice Saturna, by wprosić się na audiencję u Boga. Załoga Steropesa, przewidywalnie, postrzega swoją misję zupełnie inaczej. Oni chcą wiedzieć, poznać, zrozumieć, nawet jeżeli ich stan psychiczny (po wojnie, epidemii, serii katastrof) niekoniecznie jest dużo bardziej stabilny niż u ogarniętych imperialnym, chorym mistycyzmem rosyjskich załogantów. No tyle że chcieć to oni sobie mogą: granice poznawcze, postawione z jednej strony przez ludzki umysł, z drugiej przez język, z trzeciej przez związaną z oboma powyższymi niedoskonałość komunikacji człowiek – sztuczna inteligencja, są – mówi Vizvary – jak głęboki kosmos, nie do pokonania.

A jednak, pytanie powraca: co tam było? Co czuli Rosjanie, widzieli w postaci pleśni na witkach Plejone i cienia w kosmosie załoganci Steropesa? I jaki ma to związek z faktem, że nagle w tym ciemnym świecie pojawiają się iskierki złudnej może nadziei: ktoś, kto mógł zginąć, jednak trochę cudem żyje, roślina, której nie powinno być, może jednak gdzieś przetrwała…?

Nie wiemy. Nie dowiemy się. Nie mamy narzędzi, żeby wiedzieć. Cokolwiek tam jest – bóstwo, obcy, coś innego – jest tak niepojęte, tak przekraczające nasze możliwości poznania, że kontakt z tym czymś jest niemożliwy. Jak we Fiasku Lema, jak, po części, w Innych pieśniach Dukaja, ludzkość w Lagrange staje przed metaforycznym lustrem i rozumie, że zawsze będzie widzieć niejasno, jak w zwierciadle i że przed pełnym poznaniem, zarówno świata, jak i Innego, powstrzymuje ją nie co innego, jak jej własne nieprzekraczalne ograniczenia.

Nieprzypadkowo przytoczyłam tu przykłady powieści Lema i Dukaja. Mam bowiem wrażenie – i miałam je od pierwszej pospiesznej lektury dzieła Vizvary’ego, zaraz po jego przedpremierowym pojawieniu się na stoisku Wydawnictwa IX podczas Coperniconu, kiedy nie poszłam na konwentowe atrakcje, bo nie mogłam oderwać się od Lagrange – że mamy do czynienia z powieścią wybitną i z tekstem, który, podobnie jak wspomniane wcześniej Fiasko czy Inne pieśni, stanie się dla polskiej science fiction powieścią klasyczną.

 

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *