PAWEŁ MATUSZEK „ZEJŚCIE 49”

(Laudajcja autorstwa dr hab. Aleksandry Klęczar)

Złote wyróżnienie

 

Czterdzieści i dziewięć

Zejście 49 Pawła Matuszka to tekst zaskakujący – paradoksalnie, także dlatego, że jest zanurzony w tradycji i konwencjach klasycznej fantastyki. Autor bowiem, kiedy bierze na warsztat motywy doskonale znane wielbicielom gatunku, robi to wybitnie „po swojemu”, dając starym koncepcjom nowe i często dość zaskakujące życie. Niezbyt przyjazna odległa obca planeta, sztuczna inteligencja, zarabianie na życie poszukiwaniem niebezpiecznych artefaktów, mordercze i bezwzględne korporacje… Znamy wszystkie te koncepcje z klasyki SF i zbliżonych do niej konwencji (jak cyberpunk), wiemy, co można z nimi zrobić, widzieliśmy je ogrywane na wiele sposobów przez twórców w różnych mediach, a jednak literacka potrawa, jaką przygotował nam na ich bazie autor, smakuje świeżo i niebanalnie. Jak mu się to udało?

Pierwszym składnikiem dodatkowym, który Matuszek dorzuca do swojego kotła, jest fantastyczna światotwórcza wyobraźnia. Pomysły takie, jak Blask – niepojęte dla ludzi sztuczne słońce, oświetlające planetę Limes i wschodzące nad horyzontem w postaci niemożliwej bryły geometrycznej, której pojawienie się fizycznie wpływa na ludzki organizm – nie tylko umiejętnie budują nastrój powieści, ale także dowodzą kreatywności i światotwórczego talentu autora – a to rzecz nie do pogardzenia u pisarza SF.

Drugim dodatkiem, którym autor doprawił swoje gotowe dzieło, jest lekko pastiszowa gra z tradycją i kulturą. Wędrując przez świat z głównym bohaterem, Talimem / Henrym, nie mamy pojęcia, co nas czeka za zakrętem. Bo to może być Wielki Cthulhu, ale może też być szary kosmita, jak ci, których poszukiwał agent Mulder. Chyba, że jest to Hal 9000 albo Roy Batty, oczywiście. Przy czym te autorskie gry nie są ozdobnikami ani pustym popisem erudycji – mają w strukturze świata ukazanego w powieści głęboki sens i to one prowadzą nas w kierunku zaskakującego i nieoczywistego finału.

Trzecim wreszcie składnikiem uatrakcyjniającym dzieło Matuszka są jego bohaterowie i ich historie. A czasami – ich brak historii, a konkretnie świadomość, że nic, ani imiona, ani przeszłość, ani to, co o sobie wiedzą, nie jest pewne. Ten element niepewności i poczucia, że z jednej strony świat wymyka się racjonalnemu poznaniu i niezbędne są jakieś systemy pośredniczące między człowiekiem a obcą rzeczywistością, z drugiej – że samemu umysłowi nie można tak do końca uwierzyć (podobnie jak własnej pamięci) łączy Zejście 49 z drugą z wyróżnionych powieści, a mianowicie z Lagrange. Listy z Ziemi Istvana Vizvary’ego. Coś ponury ten duch czasów…

Powieść Matuszka jest jednocześnie bardzo pomysłowa i konstrukcyjnie, i narracyjnie. Nie jest prosta w czytaniu – w pierwszej chwili nietrudno się pogubić w dodatkach, przypisach (i ich kolejności…), zmianach narracji – ale jeśli czytelnik zdecyduje się podążyć tymi pokrętnymi ścieżkami, nie będzie zawiedziony ani tym, co po drodze, ani tym, co czeka na końcu.

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *