Pean dla science fiction

[Laudacja powieści „Science fiction” Jacka Dukaja, uhonorowanej Główną Nagrodą Literacką im. Jerzego Żuławskiego w 2012 roku, przedstawiona przez dr. Jerzego Szeję dn. 27.11.2012 w Domu Literatury w Warszawie]

 

Lektura Science Fiction Jacka Dukaja nie należy do prostych. I to właściwie jedyny zarzut, jaki można tej krótkiej powieści postawić. Ale czy dla literaturoznawcy „trudność” może być zarzutem? Cóż wtedy począć z całą plejadą (astronomiczność tej nazwy zdaje się zupełnie na miejscu) arcydzieł literatury światowej, których zrozumienie – i docenienie – przychodzi z trudem i zwykle wymaga niezłego wykształcenia lub kompetencji czytelniczych wykształconych w równym trudzie, choć w mniej sformalizowanych warunkach? Otóż trudność w czytaniu jest tu pewnym zarzutem, ponieważ utwór Dukaja jest znakomitą pochwałą właśnie… science fiction. Najlepszą, jaką znam. A przecież większość fantastyki naukowej to literatura prosto napisana, jak zresztą wszystkie odmiany literatury popularnej. Z tym, że w przypadku SF ta prostota nie wynika z samych przyzwyczajeń autorsko-czytelniczych, znajduje swe uzasadnienie w warstwie problemowej: pisząc o rzeczach nieprostych, wywiedzionych z najnowszych osiągnięć naukowych, czy też opisując możliwe przyszłości, pisarze zwykle nie komplikują formalnie przekazu. Koncepcja jest najważniejsza, stąd science fiction jest paradoksalnie ostoją literackich technik realistycznych.

Aby złożyć hołd fantastyce naukowej, Dukaj postarał się ująć trzy najważniejsze jej aspekty. Science Fiction traktuje więc o samym pisaniu jako akcie twórczym, o roli w cywilizacji współczesnej, o światostwórstwie wreszcie. I to zajmuje się nie światostwórstwem przynależnym wszelkiej fikcji, a nawet nie z jakże nęcącej i nobilitującej fantastykę perspektywy tokienowskiej subkreacji. Rozważa tworzenie światów co prawda szkatułkowych (jak w Lemowych skrzyniach profesora Korkorana), ale jednak tych dosłownych, ontologicznie i epistemologicznie pełnych.

W tym wszystkim nie mogło zabraknąć też fantastyki naukowej jako takiej, czyli fabuły osadzonej w realiach charakterystycznych dla tej odmiany. Tak więc wątek pisarza oraz rola science fiction to fantastyka bliskiego zasięgu (niedaleka przyszłość), a światostwórstwo to połączenie wszystkich trzech głównych czasów akcji: dwie wersje bliskiej przyszłości oraz przyszłość o wiek dalsza. Te trzy główne warstwy spajają się ze sobą w kształt zbliżony do powieści szkatułkowej, ale bardziej wyrafinowany. Jeśli „Pamiętnik znaleziony w Saragossie” Jana Potockiego, oferujący dziesiątki opowieści w opowieściach, tylko czasem schodzących się ze sobą, można porównać do rosyjskiej matrioszki, to figurą przestrzenną najlepiej ilustrującą dzieło Dukaja jest wstęga Möbiusa, co zresztą jest pomysłem samego autora. Nie ma tu warstw nadrzędnych i podrzędnych: jedne przechodzą w drugie, lekceważąc małpie przyzwyczajenia do góry i dołu, strony prawej i lewej. Marsjanin Multabazao Ursa wywołuje osobliwość, która da mu odpowiedź, skąd wzięły się złe i dobre matematyki i jak pożarły Ziemię, a tą odpowiedzią jest eksperyment doktora Messlera, który u początku katastrofy uwolnionych subkreacji informatycznych (matematycznych więc) przywołuje pełną symulację pisarza science fiction Edwarda Caldwella, tworzącego podwaliny pod technologię Judgi – zewnętrznej etyki, czyli pod system, którego zaawansowanym produktem jest Multabazao Ursa. Sama kompozycja zaś, w przeciwieństwie do fabuły, wskazuje na nadrzędność Caldwella: to od jego kodu rozpoczyna się świat, rozpoczyna się jego kreacja. I tym kodem kończy się noweleta. To pisarz science fiction stwarza świat, i to na wiele sposobów, z których ten literacki jest zbyt banalny, by się nim zajmować. On nie tylko przewiduje przyszłość, ale też jego przepowiednie mają moc autosprawczą, zwłaszcza we współczesności, w której technologia dogoniła fantastykę i tylko ta ostatnia może jeszcze dać narzędzie zrozumienia. Inne narzędzia (np. naukowe) są użyteczne, ale nie umożliwiają pojmowania rzeczywistości, technologie działają już na zasadzie czarnych skrzynek, a to pierwszy krok do uwolnienia mocy, nad którymi nie zapanujemy.

Zaś z uwagi na specjalizację Caldwella i doktor Messler może być jego tworem, a nie odwrotnie.

Nauka w aktualnej postaci mogła się narodzić tylko w europejskiej kulturze słowa, cywilizacje alternatywne, jak daleko- i bliskowschodnie, nie zaowocowały w ten sposób. Nic więc dziwnego, że Dukaj w słowie, więc w informacji, upatruje tkaniny świata. Nie w jednorodnym polu (grawitacja, oddziaływania silne i elektrosłabe połączone w jednym modelu), którego teorii stworzyć nie możemy, bo mocy nam brakuje i brakować będzie jeszcze przez zbyt wiele czasu, by na tym oprzeć wizję wywiedzioną z nauki. Swoją koncepcję opiera na sprawczej informacji, matematyce postaciowującej się już dziś w modelach komputerowych. Z siły tego słowa bierze się nasz świat, mistrzami tego słowa są pisarze, a z nich to twórcy science fiction są obróceni w przyszłość, bacznie śledząc naukę i technologię. W dodatku pisarze SF nie muszą swych pomysłów wcielać w samą tylko literaturę. Formą samosprawczej przepowiedni jest wdrażanie niektórych pomysłów w technologię – postęp techniki i komunikacji, wylęgarnie biznesu w połączeniu z zaawansowaniem informatycznym umożliwiają to już dziś.

Dla osób zawodowo parających się literaturą bardzo ważna jest Dukajowa teza o źródłach mocy twórczej. Wynika ona z wielu biografii pisarskich, ale doświadczenie pisarza współczesnego, znakomitego przecież, który to od dłuższego czasu nie może się uskarżać o niedocenianie, jest szczególnie cennym przyczynkiem. Wątek Caldwella ma tak silne wskaźniki autobiograficzne, że jego tezę o pisaniu w traumie i z poczucia dyskomfortu traktuję jako zdanie samego Dukaja. Słowa o możliwości pisania tylko przeciw łagodności życia, tylko w upadku i w odrzuceniu świata tchną przeżyciem i bólem. Nie sądzę, aby mnie autor zwiódł, choć przecież z natury to mistrz iluzji: nie widzę żadnej potrzeby fabularnej takiego ujęcia, takiego negatywnego autotematyzmu. Dla rozbudowy potrzebnego wątku wystarczyłyby kapitalne sceny z futurystycznym konwentem miłośników SF, a nawet sam wątek erotyczny, z jakże wnikliwymi uwagami nt. pornografii i jej roli w kulturze ludzi współczesnych. O przepaści pokoleniowej motywowanej też i tym aspektem. A nawet o nienaturalności scen miłosnych. Zresztą każdy zorientowany w tendencjach współczesnych mediów musi się uśmiechnąć choćby na pomysł wspólnego gotowania w postrestauracji futurystycznej Brazylii.

Gdyby tylko to, co powyższe, było materią Science Fiction, już wtedy pean na cześć uprawianej odmiany literackiej byłby najwyższej próby. Ale to owszem, kwestie najważniejsze i zajmujące najwięcej beletrystycznej materii, ale liczba rozsianych pomysłów przyprawia o zdumienie. Nawet Lem był bardziej oszczędny. Owszem, w ostatniej fazie twórczości nie chciało mu się pisać całych dzieł i swoje pomysły skracał do postaci pseudowstępów i pseudorecenzji nieistniejących dzieł. Dukaj nie odchodzi od fikcji literackiej, ale inkrustuje jej najmniejszy fragment najczystszymi perłami, jak rozważaniami o nowych modelach rodziny czy pomysłami nowych modeli terroryzmu. Wniknięcie we wszystkie te perły mogłoby skutkować analizą przekraczającą rozmiarem dzieło analizowane, ale przy niektórych kwestiach trzeba się zatrzymać, jak np. przy wątku utopijnym (wszak utopia to jedno z najważniejszych historycznych źródeł science fiction). Czyż nie piękne jest Dukajowe marzenie, że miliarderzy tego świata, zamiast gonić bez końca za jeszcze większą władzą i pogrążać się w rozbuchanej konsumpcji czy nieustającej kąpieli w reflektorach mediów bądź w rozpaczliwej walce o przedłużenie życia i sprawności (dobre organy są drogie), mogą być żywo zainteresowani mądrą filantropią, znalezieniem lekarstwa na najważniejsze bolączki tego świata? Na głód, choroby, wojny, marazm gospodarczy całych połaci globu?

Utopijny jest też wątek Judgi, choć w tym przypadku równie mocne są składniki dystopii i antyutopii. Wpisany w fabułę brak akceptacji Judgi ze strony kościoła katolickiego wywołał we mnie wspomnienie Lemowego Fiaska, w którym najrozsądniejszą i najbardziej moralną z postaci jest ojciec Arago. I tak samo, jak mimo jego ostrzeżeń wymuszono kontakt z Kwintą, tak Judga zostanie zrealizowana. Zresztą taka jest własność naszej naukowo-technicznej cywilizacji: wszystko, co technicznie możliwe, a finansowo opłacalne, zawsze jest realizowane, bez względu na koszty moralne. Mimo wyraźnych zagrożeń, przedstawionych w powieści, modelowana na żądanie etyka nęci jak większość utopii zwiększoną wolnością, zwłaszcza po sprzężeniu z biotechnologią. Krajanie Multabazao Ursy świadomie wybierają nie tylko modele społecznych wspólnot, przy czym uniemożliwiają uprzedzenia rasowe i płciowe. Ursa, jeśli potrzebuje bardziej empatycznego modelu relacji i dominacji rozumiejącej komunikacji, przyjmuje płeć żeńską, a biologię i model psychiczny bardziej męski wtedy, gdy eksploruje planetę i priorytetem jest doraźna skuteczność i przeżycie.

Wart odnotowania jest też motyw ekologiczno-artystyczny. Z jednej strony podkreśla jakże ważne dla science fiction zaniepokojenie narastającą degradacją naszej planety, z drugiej: sens i bezsens sztuki współczesnej może żerującej na niezdrowej fascynacji chorobą i śmiercią. Przypomnę tylko aferę z wystawą plastynowanych ciał i to, że plastynacja jest istotnym wątkiem m.in. Biegunów Olgi Tokarczuk.

Choć chyba od początku tego tekstu wiadomo, że zarzut we wstępie jest pozorny – przecież nie do szukania mankamentów służy laudacja – niemniej jednak na jej koniec zdradzę, że jeśli jednak kogoś zwiodłem, to choć po części udało mi się zachować zasadę odpowiedniości względem analizowanego dzieła, które, jak widzę po reakcjach czytelników, niekiedy nawet tych wprawnych, zwodzi wielu. Zapewne nie każdemu będzie się chciało rozwiązywać pętlę Möbiusa: podejmować się działania niemożliwego poza matematyką i poza narracją.

Znów Dukaj sięga szczytów i tworzy dzieło wymagające i od czytelnika, i od krytyka, a do tego zdobywa Nagrodę Literacką im. Jerzego Żuławskiego. Laudacja jego peanu o science fiction uniemożliwia omówienie pozostałych dzieł: kolejnej znakomitej opowieści o Krakowie Wita Szostaka nagrodzonej Złotym Wyróżnieniem oraz Święta rewolucji Michała Protasiuka, laureata Srebrnego Wyróżnienia. Może uczynię to w osobnych tekstach, przecież warto. Zwłaszcza że tytuły już są: dla Dumanowskiego „A to Polska właśnie”, dla Święta rewolucji: „Biznes, spiski i mistyka”.

 

Dr Jerzy Zygmunt Szeja

24.12.2012

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *