Piórówek, pudełko pełne żołnierzyków i stalowe niebo

[Laudacja nagrodzonych dzieł: Anny Kańtoch „Czarne”, Łukasza Orbitowskiego „Widma” i Roberta M. Wegnera „Niebo ze stali”, przedstawiona przez dr. Jerzego Szeję dn. 24.09.2013 r. w Domu Literatury w Warszawie]

„Czarne” Anny Kańtoch już na etapie głosowania elektorów wyraźnie wygrywało z konkurencją. Głosowanie jurorów potwierdziło ten wybór. Moim zdaniem powieść Kańtoch jest bardzo kobieca, nie tylko dzięki temu, że pierwszoosobowa narratorka-bohaterka jest kobietą. Nie sądzę, że do określenia tej cechy nagrodzonej powieści należy wykorzystywać metody krytyki genderowej, ale wiem też, że mogę wpaść w pułapkę opisywaną alegorią, która powinna podobać się fantastom, bowiem wpada w nią mieszkaniec Marsa próbujący oceniać Wenusjanki. Aby to zagrożenie ominąć, zanalizowałem zarówno skład jury, jak i rady elektorów. W jury przewaga mężczyzn jest statystycznie pomijalna (gdyby jeden zmienił płeć, byłby w piękniejszej połowie składu), zaś wśród 50 elektorów jest zaledwie 10 kobiet. Czyli jednak z Marsa da się dostrzec wartość obywatelki Wenus, choć np. wątek miłosno-seksualny jej powieści wyraziście przypomina o upodobaniach mieszkanek jednej z większych i bardziej znanych wysp Morza Egejskiego w tych czasach, gdy ponoć było tam tylu mężczyzn, co na drugiej planecie. Tu rodzi się skojarzenie z Safoną i też nie jest ono bezpodstawne: jeśli jednak mężczyźni doceniający Kańtoch mają rację, na pewno podziwiają ją za czar „Czarnego”, poetyckość i delikatność obrazowania, intymną i nastrojową wizję świata. Skoro zaś Safo słowiańska, to warto pamiętać, że my, Sławianie, lubim sielanki, a sielanka to wieś, dworek i Hrabia, który nieco częściej niż Tadeusz Rec malowałby piękności ten dworek zamieszkujące tylko z powodów artystycznych. Z tym, że ta mityczna wieś bardziej z Prawieku niż z Soplicowa wzięta, zwłaszcza gdy uwzględnimy podobieństwa kompozycyjne: „Czarne” utkane jest z obrazków, „czasów” – jak choćby kapitalna opowieść o powrocie Stanisława do wiejskiej posiadłości i dzieciństwa. Podobnie jak wiele „czasów” w powieści Olgi Tokarczuk nie wiąże się ten rozdział fabularnie z innymi, ale razem tworzy obraz tytułowego miejsca, bohatera równorzędnego ludziom i innym. W utworze Kańtoch zwracają też uwagę opisy przyrody, elementy powieści o dojrzewaniu i wybór znaczących momentów historycznych.

Powyższy ciąg skojarzeń notuje tropy prowadzące w kierunku głównego nurtu, a przecież „Czarne” zawiera wiele elementów literatury popularnej, m.in. dzięki wątkom sensacyjno-kryminalnym, jak zagadka zniknięcia aktorki. 

Istotny dla oceny przynależności gatunkowej – więc zapewne też dla elektorów i jurorów Nagrody Literackiej im. Jerzego Żuławskiego – jest wątek innych, który można interpretować na kilka sposobów, w tym zgodny z paradygmatem literatury grozy (trop wiedzie zarówno do gotycyzmu, jak i do natchnień bliskich Howardowi Phillipsowi Lovecraftowi). Natomiast moim zdaniem ciekawsza jest interpretacja na przekór stylowi powieści, a w paradygmacie naukowo-technicznym, czyli zaliczająca ten element do science fiction. Wtedy zagadkę można rozpatrywać np. w duchu „Robota” Adama Wiśniewskiego-Snerga z jego wizją drabiny cywilizacji, choć opowieść o tym, co w lesie i na bagnach widzieli chłopi w zimie 1863 roku bardziej przypomina na poziomie sensu opisy powierzchni oceanu Solaris „analizującego” ludzką pamięć czy Strefy z „Pikniku na skraju drogi”.

Klasyczny chwyt horroru, czyli sielanka zderzona ze śmiercią o nadprzyrodzonych powodach, łączy zwycięską powieść Kańtoch z laureatem złotego wyróżnienia, Łukaszem Orbitowskim i jego „Widmami”. Zbliżona jest też perspektywa czasowa. Akcja „Czarnego” to głównie międzywojnie, a bohaterka czasem wybiega myślą w przyszłość, widząc zagrożenia ze strony państw Hitlera i Stalina. „Widma” to koniec wojny i lata powojenne. Duża różnica dotyczy zaś statusu ontologicznego ukazanych czasów. W powieści Kańtoch wizje alternatywne są fantasmagoryczne i do tego stopnia oniryczne, iż trudno je analizować od strony fizycznej. Tymczasem świat „Widm” to horror, ale z uzasadnieniem racjonalnym. Warszawa Orbitowskiego jest rzeczywistością alternatywną w stanie degradacji. To świat, którego elementy nadprzyrodzone, jak chodzące trupy, znikające dzieci i budynki, można wytłumaczyć przywracaniem stanu kanonicznego – stanu rzeczywistości „prawdziwej” („prawdziwość” to słowo wygodne, bo zrozumiałe – to nic, że w istocie każdy je rozumie inaczej). Świat bez powstania warszawskiego przeżywa kryzys ontologiczny i w sposób widowiskowy (a widowisko to jest zgodne z upodobaniami współczesnymi: wystarczy zobaczyć, ile jest filmów łączących temat zombich i apokalipsy) wraca do stanu opisywanego przez nasze podręczniki szkolne. Trudno orzec, która zagłada Warszawy jest gorsza: czy ta historyczna, czy opisywana przez Orbitowskiego, bo przecież można porównywać tylko liczby zabitych, zgwałconych, torturowanych przed śmiercią. Można sądzić, że w „Widmach” jest gorzej, bo nie tylko ginie więcej mieszkańców stolicy, ale też po stronie mordujących, gwałcących i rabujących jest dużo Polaków. Agresorzy zewnętrzni (jeśli tak można nazwać Sowietów, których wojska od wielu lat stacjonowały na terenie Polski nie tylko za zgodą naszych rządów, ale wprost były tej władzy niezbędną podporą) ograniczają swoje działania do Pragi. Większość Warszawy jest niszczona albo w sposób wyglądający na nadprzyrodzony (choć w istocie to skutki chronoklazmu wyrównującego do stanu, w jakim była stolica po powstaniu), albo przez bandy zwyrodnialców rodem z marginesu społecznego lub milicji robotniczej (MO czyli Milicja Obywatelska jest w rozsypce).

Nie tylko z powyższych powodów wizja Orbitowskiego jest gorsza. Zagłada Warszawy w naszej rzeczywistości miała charakter heroiczny, którego tak niewiele w „Widmach”. Podobnie jest z Krzysztofem Kamilem Baczyńskim: w powieści to cień poety, którego znamy z bohaterskiej legendy, pięknych wierszy o młodej żonie, wielkiej poezji o zagładzie pokolenia i z powstańczej śmierci w czwartym dniu walk w Pałacu Blanka. U Orbitowskiego heroiczna jest zaś Barbara, do końca walcząca o swego Krzysia, choć ten już dawno nie tworzy wielkiej poezji, nadużywa alkoholu i ją zdradza. Heroiczny jest też Janek, postać będąca skrzyżowaniem Antka z „Burzy” Macieja Parowskiego, Kordiana Juliusza Słowackiego (ale nieco mniej wrażliwego od pierwowzoru, bo zdolnego do zamordowania władcy w jego sypialni) i prawie nieśmiertelnego, archetypicznego akowca. Jak Antek Parowskiego widzi on nieprawdziwość czasu i miejsca, w którym przebywa, ale jest zdolny do działania i bohaterskich czynów.

Mimo stylistyki będącej pomieszaniem powieści grozy i powieści sensacyjnej zagłada Warszawy ma motywację bliższą klasycznej science fiction, bo choć motyw czarodziejskiego pudełka, którego należy strzec, pochodzi z baśni magicznej, to pomysł jego otwarcia akurat przez syna Basi i Krzysia jest wariantem klasycznego paradoksu dziadka. Rozwiązaniem owego paradoksu jest właśnie unieważnienie alternatywnej Warszawy i jej zniszczenie wraz z mieszkańcami. 

Okrutna to powieść, ale inna o pokoleniu Baczyńskiego być nie może. I to nie tylko z powodów młynów historii, chronoklazmu oraz horroru, w jakim specjalizuje się autor. Też z przyczyn poetyckich: Krzyś musiał skarleć, bo gdyby ocalił nie tylko życie, ale i talent, autor „Widm” musiałby pokazać choć próbkę nowych, wspaniałych utworów Baczyńskiego, a to, przy całym szacunku dla niemałych umiejętności Orbitowskiego, nie wydaje się możliwe.

Laureat Srebrnego Wyróżnienia, Robert M. Wegner sprawia mniej kłopotów w klasyfikacji swego „Nieba ze stali” niż wyżej wymienieni autorzy. To trzeci tom dobrze przyjmowanego cyklu fantasy, za który pisarz otrzymał w tym roku nagrodę im. Janusza A. Zajdla. Ten sposób pisania ma w literaturze światowej wielu antenatów, ale moim zdaniem ważniejsze jest pokrewieństwo z cyklem o Szerni Feliksa W. Kresa. Podobny jest rozmach geograficzny, liczne motywy polityczne i gra wywiadów, a przede wszystkim oba cykle zbliżają świetne opisy walki i ukazywanie brutalności nie tylko wojny, ale i codzienności. Te naturalistyczne z ducha zapędy w powieści fantasy często były stowarzyszone u Kresa z pesymizmem, a zdolnościami do uśmiercania bohaterów, z którymi czytelnik zdążył się zżyć, mógł się równać z samym Georgem Martinem i jego cyklem zaczętym „Grą o tron”. W porównaniu do nich Wegner jest nieco łagodniejszy, główni bohaterowie jakoś przeżywają, a poczucie sprawiedliwości czytelnika zostaje w mniejszym stopniu wystawione na próbę. 

„Niebo ze stali” jest mocne wizją wielkiej wojny, ze świetnie odmalowanymi zarówno małymi potyczkami, jak i wielkimi bitwami. Te walki ekscytują, czytelnik kibicuje „naszym” w tym śmiertelnym konflikcie. Umiejętnie też został przygotowany grunt na zaskakujący finał. Dobrze także wypadają motywy drugorzędne, jak rodzinne (Wozacy) czy dotyczące niuansów życia żołnierskiego, takich jak stosunki między różnymi formacjami czy relacje między oficerami a podkomendnymi. Wzbogacają one tło, pozwalają się przywiązać do bohaterów, czasem służą retardacji. Na tle głównego motywu powrotu Wozaków do ojczyzny z bronią w ręku, tak miłego Polakom, czego świadectwem jest nasz hymn narodowy, blado wypada wątek kryminalno-zaświatowy, choć dał on tytuł tomowi. Kraina szarości ze stalowym niebem to pomysł już za wiele razy użyty, zarówno w postapokaliptycznych powieściach science fiction, jak i fantasy. I choć kilka pomysłów jest tu świeżych a jakość wykonania nie budzi zastrzeżeń, nie stanowi należytej przeciwwagi względem przeprawy przez góry Czerwonych Szóstek i Wozaków oraz późniejszych walk z koczownikami. Zwłaszcza że Wegner zręcznie połączył wojnę i historię rozdzielonych rodzin oraz umiejętnie wykorzystał motyw dziecka, którego heroizm budzi podziw a nie razi sztucznością. 

Znakomicie zarysowane postacie dzieci to wielki atut nagrodzonych powieści, najmocniejszy u Kańtoch i Wegnera. Natomiast ze wszystkich elementów formalnych omawiane utwory najsilniej łączy wyrazisty motyw innej rzeczywistości. W przypadku Kańtoch i Orbitowskiego jest to alternatywa wobec kształtu świata, jaki zdarzył się w naszej historii. U Wegnera to postapokaliptyczna rzeczywistość koszmaru, w bliżej niewiadomy sposób złączonego ze światem, w którym działa magia i trwa walka Wozaków z koczownikami. Natura alternatywnego świata w „Czarnem” jest równie niedocieczona, co innych. Światy „Widm” są związane z magicznymi artefaktami pudełek. Fantasy Wegnera zdaje się proponować odmianę poliwersum – zwłaszcza że ten świat musi być blisko krainy demonów, które można wzywać za pomocą magii.

A dla nas, czytelników nagrodzonych powieści, każda z nich proponuje alternatywne wobec świata za oknem i telewizji uniwersum, skłaniające do niebanalnych przemyśleń oraz dostarczające intelektualnych i estetycznych wrażeń na wysokim poziomie.

 

Jerzy Zygmunt Szeja

(ostateczne opracowanie 29.09.2013)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *