“Lód” Jacka Dukaja

Podtytuł wystąpienia: Tunguskie zlodowacenie

[Referat wygłoszony przez prof. Antoniego Smuszkiewicza w warszawskim Domu Literatury dn. 21.10.2008 r.]

Szanowni Państwo!

Co można powiedzieć w ciągu 10 minut na temat dzieła liczącego stron ponad 1040?

Co można dodać do licznych recenzji, pochlebnie (i słusznie) wypowiadających się o nagrodzonej dziś książce?

W istocie niewiele.

Powieść pana Jacka Dukaja została zauważona i doceniona nie tylko przez środowisko wielbicieli literatury fantastycznej, ale również przez profesjonalną krytykę literacką, czego najlepszym dowodem chociażby przyznanie Autorowi prestiżowej Nagrody Kościelskich.

Właściwie dwa słowa mówią wszystko: dzieło wybitne.

Dzieło wpisujące swego Autora do grona pisarzy tej miary, co Jerzy Żuławski, Michał Bułhakow, Aldous Huxley czy oczywiście Stanisław Lem.

Dzieło, wobec którego mniej istotne są pytania o gatunkową przynależność, bardziej natomiast – o problemową zawartość i artystyczną nośność.

Okazuje się bowiem, że fantastyczność świata przedstawionego nie jest tu wartością samą dla siebie, ale konwencją pozwalającą Autorowi wypowiedzieć się na różne tematy (o życiu, o historii, o polityce, o ekonomii, o nauce i zastosowaniach jej ustaleń i o wielu innych kwestiach), postawić liczne pytania, skłonić do przemyśleń, niekiedy zasugerować odpowiedzi ujęte w klasyczną formułę „złotej myśli”.

Na czym więc zasadza się fantastyczny pomysł Jacka Dukaja?

Powieść Lód  przedstawia historię alternatywną rozgrywającą się w latach dwudziestych i trzydziestych ubiegłego stulecia, kiedy inaczej ułożyły się dzieje Europy Środkowej i Azji. A więc nie było I wojny światowej, nie było rewolucji październikowej w Rosji, Polska nadal jest podzielona pomiędzy trzech zaborców,  a Warszawa – podobnie jak na początku wieku XX – w dalszym ciągu pozostaje pod  carskim zaborem.

Wszystko zaczęło się od upadku tzw. meteorytu tunguskiego (30 czerwca 1908 roku), który spowodował, oczywiście w świecie powieściowym, postępujące zlodowacenie Ziemi. W roku 1924, kiedy rozpoczyna się akcja powieści, lód dotarł już do Warszawy.

Ale nie tylko to spowodował.

Spowodował też zmianę wielu praw fizycznych i chemicznych, powstanie nowych pierwiastków, odmian metali i innych zjawisk, opisanych bardzo starannie językiem nasyconym rusycyzmami (to oczywisty wpływ zaboru) i licznymi, doskonale słowotwórczo skonstruowanymi, neologizmami, koniecznymi do nazwania niespotykanych dotąd zjawisk, jak np. ośmiata czyli czarne światło, tungetyt – specyficzny pseudometal, czy zimnaz – materiał o niezwykłych właściwościach.

Narracja powieściowa prowadzona z punktu widzenia bohatera, Polaka, Benedykta Gierosławskiego, który jedzie do ojca na Syberię, wzorowana jest na Się Edwarda Stachury i polega na konsekwentnym stosowaniu zdań bezpodmiotowych z czasownikami w trzeciej osobie liczby pojedynczej rodzaju nijakiego. Każde zdanie jest przy tym starannie wycyzelowane, każde słowo na swoim miejscu, każdy szczegół doskonale wkomponowany w całość. Precyzja stwarzania świata fantastycznego przywodzi na myśl Władcę pierścieni Tolkiena.

Można by tu przytoczyć jeszcze więcej intertekstualnych nawiązań do wielu dzieł najwyższej klasy, jak chociażby prowadzone rozmowy w transsyberyjskim ekspresie, przywodzące niekiedy na myśl dysputy toczone w sanatorium w Czarodziejskiej górze Tomasza Manna. Nie chodzi mi tu jednak o pokazywanie na tym przykładzie, jak literatura żywi się literaturą, ale o podkreślenie nowatorstwa i doskonałej umiejętności twórczego wykorzystywania wcześniejszych pomysłów czy chwytów literackich.

Bo to kolejny walor prozy Jacka Dukaja.

Na zakończenie tej krótkiej wypowiedzi proszę posłuchać małego fragmentu tak znamiennego dla Jego językowej kreacji świata fantastycznego:

Ledwo się uporało się z zupą neapolitańską, w restauracji ściemniało niczym zmierzch grudniowy. Poszedł szum przez salę; ten i ów zawołał głośno o ćwieczki. Wyjrzało się na miasto. Cziornoje Sijanije czerniło się na niebie od wschodu do zachodu – już nie ćmiatełka migotliwe, pręgi kolorów ciemnych, lecz plamy monolitycznej ciemności jak dziury w nieboskłonie, z których wylewa się płynny węgiel. Tungetytowa biżuteria świeciła coraz intensywniej. Na odkrytych zimnazowych elementach budynków, pojazdów, latarni, na zimnazowo-tungetytowych reklamach domów handlowych, banków, towarzystw asekuracyjnych rozszczepiały się długie warkocze tęcz, wnikając we mgłę i barwiąc ją pawio, koralowo. Nawet poćmiaty lutowczyków obiadujących w Hotelu Warszawskim napuchły niezdrowo. Kelnerzy przeszli wzdłuż okien, ustawiając na parapetach rzędy ćmieczek. Zaciągnąwszy następnie ciężkie story, zapalili te ćmieczki. Świecienie od ich przesłoniętego ćmiatła rozjaśniły salę. Nie bardzo się rozumiało zasady czarnej fizyki. Czy nie wystarczyłoby odciąć samego ćmiatła Zórz? Czym jedno ćmiatło różni się od drugiego? Czy istotnie fale ćmiatła, inaczej niż fale światła, nie dodają się lub gaszą, lecz – wzajem  w y p i e r a j ą ? Ale to przecież w ogóle nie są fale, nie tutaj, nie w Kraju Lodu. Powróciło najpierwsze pytanie czarnej fizyki: czy pustka, brak – brak światła – czyli to, co nie istnieje, może oddziaływać na to, co istnieje?: Niebyt – rugować byt? Czerwone wino, przepalone jaskrawym świecieniem, malowało obrus i talerze malinową akwarelą. Uniosło się kielich przed oczy.

Przecież to czysta poezja, niekiedy neologizmami przywodząca na myśl Słopiewnie Juliana Tuwima, niekiedy zaś impresjonistyczne opisy w prozie Stefana Żeromskiego, poezja ukryta w dziele, które trzeba czytać powoli i ze smakiem, aby odczuć jego artystyczną wielkość, niewątpliwie wprost proporcjonalną do objętości.

Antoni Smuszkiewicz

 

[Powyższy referat został wygłoszony przez prof. Antoniego Smuszkiewicza w trakcie seminarium po ogłoszeniu laureatów Nagrody Literackiej im. Jerzego Żuławskiego w Domu Literatury w Warszawie dn. 21.10.2008 r. Powieść „Lód” Jacka Dukaja (Wyd. Literackie, Kraków 2007) zdobyła Główną Nagrodę w 2008 roku.]

***

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *